Przed pandemią
Szkoła – gwar, śmiech uczniów, rozmowy, pośpiech nauczycieli, krzątanina pań z obsługi. W czasie przerw często mogłam słyszeć wszystkie te elementy składające się na szkolne życie. Nierzadko było za głośno, uczniowie nie zawsze byli przygotowani, nauczyciele nie zawsze uśmiechnięci – ot szkolna rzeczywistość. Uczniowie się zastanawiali, jak przetrwać sprawdziany, może uniknąć odpowiedzi. Nauczyciele narzekali, że ich nie słuchają, nie wykorzystują należycie swoich możliwości, talentów – taka szkolna rzeczywistość. Zarówno uczniowie, jak i nauczyciele często wspominali, jak to super było w ferie, czy wakacje.
Czas pandemii
I nagle do szkoły wdarła się wszechobecna cisza. Zabrakło rozmów, śmiechu, szkolnego gwaru. Wszystko się zmieniło.
Zdalne nauczanie – to był bardzo trudny czas w okresie wiosennym, kiedy nagle zostaliśmy zaatakowani przez nieznanego, bardzo groźnego wirusa. Zaskoczyło nas wszystko: siła, szybkość i skala tego zjawiska. Nikt nie był przygotowany na to, z czym musieliśmy się zmierzyć. Szkoła bez uczniów – czy to jeszcze szkoła, czy tylko „samotny, cichy budynek” czekający na lepszy czas, na „ożywienie” przez dziecięcą obecność?
Kiedy niespokojne myśli krążą czasem po głowie to zwłaszcza taka jedna nie daje mi spokoju: że ludzie są bardzo przekorni… Jak szkoła pełna była uczniowskiej fantazji, pomysłowości, a nauczyciele mieli pełne ręce pracy, to wszyscy marzyli, żeby mieć „wolne”. A teraz, kiedy nie można być w szkole, marzymy o powrocie do niej.
Bardzo mnie przeraziła ostatnio przeczytana relacja pewnej mamy, która musiała pozostać w domu z dziećmi i mężem pracującym również zdalnie. Stwierdziła, że bycie razem przez 24 godziny jest straszne i że jak jedzie samochodem po zakupy, to ma ochotę „walnąć” w drzewo. A przecież wcześniej życzyła sobie, żeby jak najwięcej czasu spędzać z rodziną. Człowiek to bardzo dziwna istota…
Tak, czas pandemii to trudny czas izolacji, samotności, wirtualnej rzeczywistości. Okres pełen lęków, nieporozumień, oskarżeń, niełatwych decyzji, wyborów.
A dla mnie to był i jest bardzo owocny okres w życiu: czas rozwoju relacji z Bogiem. Kiedy nie można było fizycznie uczestniczyć we Mszy świętej uświadomiłam sobie, jak ważny jest dla mnie kontakt z Chrystusem w Eucharystii, jak niesamowicie potrzebuję wspólnoty Kościoła. Moja modlitwa zmieniła się i nawet nie wiem, kiedy w sercu zagościł spokój, siła i ogromna wiara, że nie jestem sama. Nagle okazało się, że strach i problemy można pokonać siłą modlitwy, która nie sprawi dla mnie od razu cudu i rozwiązania wszystkiego. Ale da wyciszenie, spokój i niesamowite uczucie nadziei.
Epidemia – cierpienie, brak szybkich i skutecznych rozwiązań, a jednocześnie dla mnie czas spotkania z Bogiem: w modlitwie, Eucharystii, lekturze Pisma Świętego.
Czy inni coś zmienią w swoim życiu, przemyślą je? Nie wiem.
Jedno serce na pewno zostało odmienione. Moje.
Po pandemii (oby jak najszybciej!)
Czas na zmiany. Przecież nie jest sensem życia to, jak wyglądamy, co posiadamy, ile już udało się nam zyskać. Najważniejsze, jacy jesteśmy, jak postępujemy i Kogo nosimy w sercu.
N., Dyrektor szkoły
Na zdjęciu: Smutny, cichy, pusty pandemiczny korytarz szkolny czekający na uczniowski gwar