Po co pokutować? Choroba.

Strona główna » Po co pokutować? Choroba. < Wróć
22 03.2020

Po co pokutować? Choroba.

 

Rozważanie 1 o czynach pokutnych na 23 marca 2020 (poniedziałek)

Iz 65, 17-21; Ps 30 (29), 2 i 4. 5-6. 11-12a i 13b; J 4, 43-54

Czytania znajdziesz tutaj: https://brewiarz.pl/iii_20/2303p/czyt.php3

 

Czym jest pokuta? Na to pytanie odpowiada Katechizm Kościoła Katolickiego:

– to zerwanie z grzechem, odwrócenie się od zła z odrazą do popełnionych złych czynów;

– to radykalna przemiana całego życia, powrót do Boga całym sercem.

Wszystkie praktyki pokutne, które podejmujemy, mają nas prowadzić właśnie do tego – do szczerego nawrócenia. Inaczej będą one tylko „pokazówką”, udawaniem, aktorstwem.

Po co pokutować?

– by zostały nam odpuszczone kary za popełnione przestępstwa; byśmy nie musieli się z nich oczyszczać w czyśćcu, czekając w bólu na spotkanie z Bogiem w niebie;

– by wyrabiać w sobie cnoty, czyli trwałą dyspozycję do czynienia dobra;

– by wytrwać w łasce uświęcającej do końca swoich dni na tym świecie;

– by umieć utrzymać siebie w ryzach i nie zbaczać ani na prawo, ani na lewo z drogi przykazań;

– by zasługiwać na życie w królestwie Bożym.

 

CHOROBA

Chyba nikt z nas nie chce i nie lubi chorować. Robimy wszystko, by się przed takim stanem uchronić: zażywamy tabletki, stosujemy diety bogate w witaminy, przechodzimy badania kontrolne. Choroba kojarzy nam się jednoznacznie negatywnie – z bólem, cierpieniem, leżeniem w łóżku, ze szpitalem, zastrzykami, operacjami…

Ale czasem nieproszona jednak przychodzi. Opanowuje nasz organizm, albo jakąś jego część. Tak stało się w przypadku syna urzędnika królewskiego, którego poznajemy w dzisiejszej Ewangelii. Musiała to być choroba straszna lub wdały się powikłania, gdyż żaden medyk nie był w stanie na nią nic poradzić. Pieniądze z pewnością nie były problemem, gdyż ojciec żył blisko dworu królewskiego. Musiał zarabiać krocie. Bogactwo nie dało rady. Chłopiec umierał.

I wtedy, będąc w najgłębszej rozpaczy, urzędnik postanowił: „Idę poprosić o pomoc Jezusa”. To był ów ostatni promień nadziei, który za chwilę miał rozświetlić całą tę beznadziejną sytuację. Wielu przychodziło błagać Chrystusa o uzdrowienie, ale tutaj mamy do czynienia z czymś niezwykłym, ujmującym – prosi poganin.

Jak wielka musiała być Jego wiara! Normalnie poszedłby do swojego Asklepiosa, czy Zeusa, którym na co dzień składał ofiary i do których się modlił. A on skierował kroki do Jezusa. W dodatku na pierwszy rzut oka wydaje się, że Pan zbył go krótkim: „Idź, syn twój żyje”. Nic więcej mu nie tłumaczył, nic innego nie zrobił. Nie dziwi was, że ten poważny, wysoko postawiony urzędnik nie wyrzucił z siebie tysiąca słów wyrzutu w stylu: „Co? I tyle masz mi do powiedzenia? Nic więcej? Odmawiasz mi?”

Uwierzył wypowiedzianemu słowu. I z wiarą wrócił w stronę domu. Nie zdążył jeszcze przekroczyć progu, a już dotarli do niego słudzy z radosną nowiną: „Syn twój żyje”. To takim Słowem posługuje się Pan: działającym od razu, uzdrawiającym, umacniającym. Jezus dokładnie wiedział, o kogo chodzi. Znał jego życie. I chciał, by ono jeszcze się nie zakończyło.

Popatrz jednak dalej: do czego ta choroba i późniejsze uzdrowienie doprowadziło?  Urzędnik i cała jego rodzina UWIERZYLI. To jest prawdziwy cud! Wiara w połączeniu z mocą Jezusa uleczyła młodzieńca i jednocześnie stała się początkiem zbawienia całego domu.

 

Kiedy przychodzi na ciebie choroba lub jakiekolwiek inne cierpienie – ofiaruj je Chrystusowi! Tylko On jest w stanie wyprowadzić z tego coś niesamowitego. Nie wiem, czy uzdrowienie. To już kwestia Jego woli. Może co innego np. bliscy przejmą się twoim losem i zaczną spełniać wobec ciebie uczynki miłosierdzia, albo dzięki chorobie zbliżysz się jeszcze bardziej do Boga, albo zaczniesz dostrzegać promyki dobroci i za nie dziękować.

Twoja choroba może być z jednej strony formą pokuty za popełnione grzechy (jeśli nadasz jej taką intencję), a z drugiej szansą na zbliżenie się do Tego, który sam niewyobrażalnie cierpiał. Nie było takiego miejsca na Jego ciele, które by nie zostało zranione i obite podczas procesu, biczowania i Drogi Krzyżowej. Dlatego On jak nikt inny zrozumie twój ból. Zrozumie tym bardziej, że sam znosił go dobrowolnie. Dla nas. Można więc ofiarować swoje cierpienie także za kogoś np. za męża alkoholika, za syna niechcącego chodzić do kościoła, za upartego szefa. Byle robić to z wiarą!

 

Święty Rochu, który opiekowałeś się chorymi i sam zmagałeś się ze strasznym bólem w osamotnieniu, wypraszaj u Boga miłosierdzie dla leżących w szpitalach i niedomagających w domach, szczególnie dla naszych parafian i zarażonych wirusem. Spraw, by pokutując w ten sposób za grzechy, zasłużyli na niebo.