Każdy dyżur jest inny!

Strona główna » Każdy dyżur jest inny! < Wróć
29 11.2020

Każdy dyżur jest inny!

W drodze do pracy codzienna poranna modlitwa. „O spokojny dyżur. Czuwaj nade mną, Panie, żebym swoje obowiązki wykonywała solidnie, abym nie popełniła żadnego błędu. Czuwaj też nad moimi pacjentami. Daj im zdrowie, udziel potrzebnych łask.”

Każdy dyżur jest inny. W końcu to intensywna terapia, tak jak chciałam. Inni mówią: „Ambicja!” Żadna ambicja. Zawsze marzyłam o pracy, gdzie będę sprawować kompleksową opiekę nad pacjentem. W żadnym innym oddziale jeden pacjent nie ma swojej pielęgniarki. Wiem o chorym wszystko. Poświęcam mu maksimum swojego czasu, uwagi. Jaką ogromną satysfakcję czuję, kiedy szef mówi: „Gratuluję całemu zespołowi! Dobra robota, uratowaliśmy kolejne życie.”

Teraz, w dobie pandemii nazywają nas superbohaterami z peleryną w postaci kombinezonu. Wydaje się, że stanęliśmy w obliczu niepowtarzalnej wojny, gdzie ludzkość mierzy się z tym samym wrogiem – koronawirusem. Pierwszym polem bitwy jest szpital, w którym służba zdrowia pełni rolę żołnierzy.

Jak wygląda moja praca z pacjentem zakażonym? Ubieram się w specjalny kostium (niczym zbroja rycerska), który sprawia, że zaczynam się źle czuć już podczas ubierania. Jest w nim gorąco, duszno, niewiele słychać, więc komunikacja z zespołem i pacjentem jest utrudniona. Gogle ograniczają pole widzenia i jest ciężko wykonać bardziej precyzyjne czynności jak np. pobranie krwi. Przez kilka godzin nie mogę pozwolić sobie na łyk wody, czy skorzystanie z toalety, bo musiałabym ściągnąć strój, który jest jednorazowy. Podczas  pracy z zakażonym pacjentem staram się nie myśleć o sobie, ale o człowieku, którego mam pod opieką. Walczę z uciążliwościami. Na pewno nie mogę powiedzieć, że mam lekką i przyjemną pracę. Czasami sobie tylko myślę: „Panie Boże, daj mi siły, bo za chwilę tu padnę”.

Dzwonią, martwią się. „Jak się trzymasz?”, „Tęsknimy! Wspieramy, modlimy się…”  Nagle dostaję wiele wiadomości na komunikatorach. Najpierw od rodziny, przyjaciół, znajomych. Potem dołączają osoby, które kojarzę, ale nie mam z nimi bieżącego kontaktu. Wszyscy przypominają sobie o moim istnieniu.

Dlaczego? Za dużo wolnego mają? „Kochana, teraz jesteś na pierwszej linii frontu. Trzymaj się tam dzielnie! Jesteś naszym bohaterem” – podkreślają. Cieszę się, że się odzywacie. Ogromna to radość, czuć wsparcie od was! Dajecie mi dużo siły. Chociaż ja dalej nie wierzę w to, co się dzieje. Może dzięki temu mechanizmowi wyparcia jeszcze nie zwariowałam? Co za huśtawka emocjonalna!

Wzruszenie – bo ludzie sobie o tobie przypomnieli.

Radość – że masz tyle cudownych osób wokół siebie.

Niepewność – nie wiem co jest, co będzie.

Strach – bo przecież ja nic nie umiem, nic nie wiem, dopiero zaczęłam swoją ścieżkę zawodową.

Lęk – o rodzinę, wszystkich drogich ludzi mojemu sercu.

Spokój (?) – bo wreszcie mam czas dla siebie.

Te wszystkie emocje się ze sobą przeplatają, łączą. Za dużo myśli! Chaos w głowie. Gubię się… Wiara, nadzieja… zwątpienie? Chaos! Co z twoją nadzieją, dziewczyno? „Bądź wola Twoja…”. Teraz tylko to mogę zrobić. Zaufać tobie, Panie! Wszystko w Twoich rękach.

Wcześniej, przed lock downem, rzadko myślałam o tym, żeby sięgnąć np. po Pismo Święte. Po całym dniu w pracy, czy na uczelni, w tym natłoku zdarzeń, spotkań, gdzieś z boku zostawiłam Pana Boga. A przecież On jest moim największym Przyjacielem. Wie
o mnie więcej niż ja sama, ale pragnie, żebym z nim rozmawiała. Wiem, że chce, bym Mu opowiedziała swój dzień. Chociaż zna każdą moją myśl. Pragnie, żebym rozmawiała z nim więcej niż z kimkolwiek innym. Bo jest moim Przyjacielem! Zapomniałam o tym… A jednak nadszedł czas. Również ja zrozumiałam, co jest najważniejsze. BÓG! Wystarczyło kilka wolnych dni i trochę czasu na refleksję, żeby się obudzić.

Ostatnio przeczytałam wiadomość o księdzu, który zmarł na COVID-19 w Bergamo. Przed śmiercią dał ogromne świadectwo wiary. Tuż przed śmiercią z radością wzniósł ręce ku niebu, dodając otuchy obecnym przy nim medykom. Przez cały swój pobyt w szpitalu zachęcał do odmawiania różańca”. Mówił m.in. takie słowa: „Człowiek po to ma dwie ręce, żeby jedną pracować, a drugą przesuwać paciorki różańca. Nie bójcie się, wszyscy jesteśmy w rękach Boga. Módlcie się dużo. Nadchodzą trudne czasy. Módlcie się na różańcu. Widzimy się w Niebie”.

Maryjo, Królowo Różańca Świętego, módl się za nami. Wiecie jakiego pozytywnego kopa dają takie wiadomości? Zaczęłam więc odmawiać Nowennę Pompejańską z prośbą  o ułożenie mojego życia z pomocą Bożą. Nie wiem, co będzie dalej. Czy w ogóle jakaś przyszłość jest? Jaka by ona nie była, chcę, żeby się wypełniła wola Boża. Nie chcę planować. Nie chcę robić po swojemu. Dzięki słowom tego księdza mam jeszcze większą motywację: by na Bogu budować swoją przyszłość!

Sylwia, pielęgniarka z rocznym stażem