Pasja okazywania miłości bliźnim

Strona główna » Pasja okazywania miłości bliźnim < Wróć
07 02.2021

Pasja okazywania miłości bliźnim

 

Kiedy przez dłuższy czas byłam na bezrobociu, to Opatrzność Boża czuwała nade mną i skierowała moje kroki do miejsca, gdzie podjęłam pracę wśród ludzi starszych, schorowanych. Dawała mi ona dużo radości, uczyła cierpliwości, czułości, wyrozumiałości i wytrwałości. Jako dar przyjmowałam codzienną Mszę świętą. Dla mnie było to umocnienie. Czerpałam z niej siły, jakie były mi potrzebne. Jednocześnie zmieniało się moje codzienne życie i podejście do bliźnich. W chwilach ciężkich, np. po śmierci męża, doznałam wiele wsparcia, za co jestem wdzięczna Panu Bogu. Do dziś dziękuję Mu za napotkanych ludzi i ich obecność, za pomoc emocjonalną i duchową, której mi udzielili. Ufność złożona w Bogu pozwoliła mi pokonać wiele przeciwności.

Obecnie również jestem szczęśliwa. Wszystko dzięki corocznym rekolekcjom, modlitwie, adoracji Najświętszego Sakramentu. To budzi we mnie pragnienie, by żyć zgodnie z Bożą wolą. Wiara pozwoliła mi z uczciwością przepracować kolejne lata i doczekać się emerytury. Ciężko było mi rozstać się z podopiecznymi, których nadal mam w modlitewnej pamięci. Ufam mocno, że Bóg może wszystko i nadal prowadzi mnie swoimi ścieżkami. Zapamiętałam słowa mojej babci, która powtarzała: „Bez Boga ani do proga”. Są one tak bardzo prawdziwe!

W dobie pandemii, po ogłoszeniu obostrzeń, towarzyszyła mi ogromna tęsknota za wyjściem, spotkaniem ze znajomymi, Eucharystią. Dużo więcej zaczęłam się modlić w swoim domu. Czekałam i pytałam: „Co dalej? Jak długo jeszcze?” Po poluzowaniu restrykcji z radością skierowałam swoje kroki do kościoła, chociaż mnie ostrzegano. Coś mnie tam ciągnęło. W świątyni znikały bowiem złe myśli, strach. Zapominałam o dniach, w których chodziłam bez celu po pokoju. Znów doznałam pokrzepienia.

Wirus zaatakował jednak i mnie. Musiałam zmierzyć się z chorobą, co nie było łatwą sprawą. W pierwszym tygodniu zmagałam się z wysoką temperaturą, dreszczami, bólem mięśni i stawów. Nie mogłam podnieść się z wersalki. Bardzo dawało mi się to we znaki. Brak smaku i pragnienia też nie należał do przyjemności. W czasie osamotnienia ogarniała mnie trwoga, niepokój i niemoc. Zrobienie herbaty i przeniesienie szklanki do pokoju wymagało dużego wysiłku. Towarzyszyły mi łzy. Uspokajała mnie jednak modlitwa różańcowa i rozważanie kolejnych tajemnic. Łaską były telefony od znajomych, którzy kontaktowali się ze mną i pytali o samopoczucie, a zarazem zapewniali o modlitwie w mojej intencji.

W drugim tygodniu stan zaczął się poprawiać. Zaczęłam jeść trochę więcej (najpierw tylko połowę kromki chleba…) Podstawowe zakupy robiły mi dzieci, a resztę jak zawsze ogarniałam sama. Podczas izolacji nie miałam wykonywanych testów, lecz dopiero po jej zakończeniu. Badanie na obecność przeciwciał potwierdziło, że przebyłam koronawirusa.

Jestem wdzięczna Bogu za przywrócenie mi zdrowia, za to, że ciągle był blisko mnie jako mój Pocieszyciel i Wspomożyciel. Cieszę się, że ciągle mogę okazywać swoją miłość innym ludziom, choćby niewielkimi gestami. To moja pasja! Nigdy tego nie odmawiam. Staram się nie żałować czasu. Kiedyś usłyszałam, że talenty trzeba rozwijać. Posłuchałam i poszłam za tymi słowami, wcielając je w życie.

Choroba jeszcze bardziej uświadomiła mi, jak ważna jest druga osoba, przyjaciele, rodzina. I że bez Boga nic byśmy dobrego nie mogli zrobić.

„Nie ma nic potężniejszego, niż modlitwa,

Nie ma nic silniejszego, niż wiara,

Nie ma nic większego, niż Bóg”.

 

Wanda