Spowiedź święta – czas pojednania

Strona główna » Spowiedź święta – czas pojednania < Wróć
03 04.2020

Spowiedź święta – czas pojednania

Rozważanie misyjne (6)

Księga Ezechiela 37, 21-28

 

Kiedy słyszymy słowa „spowiedź święta”, to wielu z nas ma już dosyć i nie chce dalej słuchać. Sprawa wydaje się przecież banalnie prosta. Co tu tłumaczyć? Trzeba zrobić rachunek sumienia, z żalem podejść do konfesjonału, wyznać grzechy, które się przypomniały, odprawić pokutę i tyle. Zaliczone. Odfajkowane.

Tylko to trochę tak, jakby spróbować wytłumaczyć skręcenie stolika w następujący sposób: „To proste. Trzeba wziąć śrubokręt, złożyć wszystkie elementy, żeby mniej więcej do siebie pasowały i poprzykręcać je śrubkami”. No nie! Mało jest takich fachowców i specjalistów, którzy zrobią to bez instrukcji, bez zastanowienia się, bez gruntownego przemyślenia sprawy.

Tymczasem mamy wielu „fachowców” od spowiedzi, którzy zapominają nawet o tym, po co podchodzą do tego sakramentu. Jak ktoś kupuje lodówkę, zamrażarkę, telewizor, to bardzo dobrze wie, w jakim celu. Ale w przypadku sakramentu pokuty i pojednania sprawa nie jest już tak oczywista. Pomyślmy więc: Po co się spowiadać? Co nam to daje?

Po pierwsze – by pojednać się z Bogiem

Wielu zastanawia się: „Iść czy nie iść? Może jeszcze jest czas? Może za parę dni?’ Proponuję dzisiaj dokładnie przeczytać I czytanie z Księgi proroka Ezechiela. Zobaczysz wtedy, że Bóg już dawno po ciebie wyszedł. On na nic nie czeka. Jak tylko popełnisz grzech, od razu cię szuka. Z troską, wrażliwości, nadzieją wyrusza, by cię uratować.

„Uwolnię ich od wszelkich wiarołomstw, którymi zgrzeszyli, oczyszczę ich i będą moim ludem, Ja zaś będę ich Bogiem” (Ez 37, 23b). My naprawdę nie robimy Bogu łaski, że idziemy się wyspowiadać. To On przywraca nam łaskę. Za jaką cenę? Śmierci swojego Syna na krzyżu. Ojciec wiedząc, że sami nie jesteśmy w stanie uwolnić się od naszych przestępstw, posłał Jezusa z misją. A Ten wypełnił ją w pełni na Kalwarii.

Już arcykapłan Kajfasz na forum Sanhedrynu powiedział prorocze słowa: „Lepiej jest dla was, aby jeden człowiek umarł za naród, niżby miał zginąć cały naród” (J 11, 50). Oczywiście, myślał on zupełnie o czym innym. Jemu wydawało się, że jak zabiją Jezusa, to będzie święty spokój. Bo skończą się rozruchy, a ludzie znów pójdą za uczonymi w Piśmie.

Śmierć Chrystusa – Boga i człowieka okazała się mieć daleko większy zasięg. On oddał życie za każdego człowieka, bo przecież każdy jest chciany i kochany przez Boga, nawet gdy jest grzesznikiem i ciężko w nim dostrzec dobro. Każdy należy do „narodu Bożego”. Jezus umarł za ludzi, którzy żyli tysiące lat przed jego narodzeniem. Zszedł po nich do Otchłani, gdzie z utęsknieniem czekali oni na tę radosną wieść: „Jesteście zbawieni!” Umarł za swoich rodaków. Umarł za tych, którzy żyją dzisiaj i kiedykolwiek przyjdą na świat. Wchodzą na scenę ziemską z przekonaniem: „Niebo jest dla nas otwarte dzięki Chrystusowi”.

Klęcząc przy kratkach konfesjonału, klęczysz razem z Maryją pod krzyżem. Nawracasz się razem z setnikiem i dobrym łotrem. Obmywasz się w Najdroższej Krwi. Zrzucasz swój ciężar na barki Pana, a On chwiejąc się, wycieńczony idzie z twoim lenistwem, twoją pychą, twoją nieczystością, twoją zdradą i innymi grzechami na szczyt Golgoty. Tam owe grzechy zamieniają się w gwoździe, młotek, włócznię. Wcześniej przybrały już postać zaostrzonych biczy, którymi sieczono święte Ciało. To jest cena za to, że możesz się spowiadać! To jest prawdziwy obraz miłosierdzia!

Nie myśl sobie: „Zgrzeszyłem i nic się nie stało. Świat się nie zawalił. Błyskawica we mnie nie uderzyła”. Przestań być tak zaślepiony! Jak kochasz Chrystusa, to w oczy Mu tego przecież nie powiesz. To tak jakby w obecności mamy tłumaczyć: „No nakrzyczałem na ciebie, ale przecież nic się nie stało”. Jak nic się nie stało? Mama płakała przez tydzień do poduszki, wyrzucając sobie, że to jej wina, iż jesteś taki niewychowany. Zraniłeś ją do głębi. Nie pokazuje tego na zewnątrz, ale wewnątrz twoje słowa kłują ją jak ostre szpilki.

 

Po drugie – by pojednać się z Kościołem

„Zbieram ich ze wszystkich stron, i prowadzę ich do kraju. I uczynię ich jednym ludem” (Ez 37, 21b).

W różne strony się rozbiegliśmy, za rozmaitymi bożkami, w których próbowaliśmy upatrywać szczęście. Bóg chce cię przyprowadzić z powrotem do wspólnoty Kościoła. Skoro każdy jest Jego dzieckiem, to smuci się z niewierności każdego.

Jak byś się czuł, gdyby rodzony syn powiedział ci: „Mam gdzieś, mamo, co uważasz, nie mam obowiązku cię słuchać, zrobię po swojemu”. I gdyby po takich słowach trzasnął drzwiami i poszedł nie wiadomo gdzie. No przecież byś się martwiła. Co dopiero gdyby nie wracał 3 dni, tydzień, rok, 10 lat.

Bóg się o nas martwi, biega za nami. Bo wie, że bez Jego opieki jesteśmy łakomym kąskiem i łatwym celem dla złego ducha. Diabeł nie chce, by nam było dobrze. On chce nas połamać, skruszyć, zmieszać z błotem. Dlatego twój powrót do wspólnoty jest taki ważny! Tutaj znajdziesz wsparcie, pocieszenie, ofiarę, szacunek, życzliwość.

 

Po trzecie – by pojednać się z drugim człowiekiem

 „Wszyscy będą mieć jedynego Pasterza, żyć będą według moich praw, i moje przykazania zachowywać będą i wypełniać” (Ez 37, 24).

Zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu. To nie tylko litania, dziesiątka różańca, Droga Krzyżowa, czyli zadana przez kapłana pokuta. Ale też przeproszenie, odwołanie kłamstwa, oddanie ukradzionych rzeczy, naprawienie zepsutego mienia. Dopiero to kończy spowiedź! Jasne pokazanie, że na nowo chcę żyć w zgodzie z przykazaniami i Ewangelią.

Nie da się odejść od konfesjonału i żyć tak, jak do tej pory. „Idź i nie grzesz więcej!” (J 8, 11b) – mówi Jezus do jawnogrzesznicy, a w niej do każdego z nas. Nie wolno zakładać, że wrócisz do bagna, bo to by oznaczało, że zamierzasz przyjąć łaskę Bożą na próżno.

 

Po czwarte – by pojednać się z samym sobą

Niektórzy mówią: „Nie potrafię sobie wybaczyć tego, co zrobiłem”. Bóg cię rozgrzeszył, darował ci dług. Wspaniale, że żałujesz. Że odcinasz się od zła.

Ale żeby iść dalej, konieczne jest darowanie sobie. Wyciągnij wnioski i nie wracaj już do przeszłości, nie rozgrzebuj jej. Mamy uczyć się na błędach, ale nie wolno nam stać się ich zakładnikami!

 

Św. Roch wyspowiadał się po raz ostatni przed samą śmiercią. Ale całe życie trwał w stanie łaski uświęcającej. Pytanie do refleksji: czy ja dzisiaj jestem wolny od grzechu i jakiegokolwiek przywiązania do niego?